W ostatnich dniach media donosiły o śmierci 68 letniej kobiety, którą odnaleziono po dwóch dobach spędzonych na mrozie. Skrajnie wycieńczoną kobietę odnaleziono we wtorek 5 stycznia. Niestety wieczorem zmarła. Podczas poszukiwań wykorzystano policyjny śmigłowiec. To tragiczne wydarzenie skłoniło mnie do kolejnych rozważań nad sensem stosowania dronów w ratownictwie. Zacznę od pytania na które na pewno nie poznamy odpowiedzi, czyli: czy gdyby do poszukiwań użyto drona kobietę udałoby się uratować? Tego nie wiemy, ale wiemy jakie są oczywiste zalety poszukiwań z użyciem bezzałogowych statków powietrznych. Po pierwsze koszty. Można użyć górnolotnego sloganu i powiedzieć, że kiedy chodzi o ludzkie życie koszty nie grają roli. Niestety wszyscy wiemy że to nieprawda. Środki finansowe zawsze są ograniczone, tym większych starań należy dołożyć by właściwie je spożytkować. Śmigłowiec Eurocopter EC135 często stosowany jako śmigłowiec ratunkowy spala około 220 litrów na godzinę lotu czyli około 1000zł. W przypadku BSP koszt ładowania akumulatora jest w zasadzie pomijalny. Dodatkowo możemy zabudować ładownicę akumulatorów na samochodzie ratowniczym i przy zastosowaniu kilku pakietów akumulatorów zyskujemy możliwość ciągłej pracy bezzałogowca, który musi lądować tylko w celu podmiany akumulatorów. Paliwo to koszt najłatwiej policzalny, ale są jeszcze koszty serwisowe. Oczywiście dron śmigłowca nie zastąpi (na razie), jednak użytkowanie sprzętu za ponad 20 milionów złotych do zadań które można wykonać sprzętem za kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy przypomina trochę strzelanie do komara z armaty. Angażowanie śmigłowca który jest w pewnych sytuacjach faktycznie na chwilę obecną nie do zastąpienia np. pilny transport medyczny powinno być dobrze przemyślane. Nie chodzi mi oczywiście o ograniczenie użycia śmigłowców w ogóle. Marzy mi się jedynie stosowanie odpowiednich narzędzi do odpowiednich zadań, a co za tym idzie, rozsądne wydatkowanie publicznych pieniędzy z jednoczesnym zwiększeniem możliwości służb ratowniczych. Użycie śmigłowca zawsze wiąże się z dużymi kosztami, użycie drona jest niemal bezkosztowe co pozwala na „rozrzutne” - czytaj wszędzie gdzie się może przydać – dysponowanie takim sprzętem. Do celów poszukiwań w terenie otwartym zapewne najlepiej sprawdziłby się dron o konstrukcji typu latające skrzydło. Kardynalną zaletą tego typu statków powietrznych jest długi czas utrzymywania się w powietrzu, a wiemy, że działania poszukiwawcze zwykle są akcjami długotrwałymi. Operator drona może zaprogramować lot po wcześniej przewidzianej trasie co pozwala na obserwowanie obrazu przekazywanego z kamery w pełnym skupieniu. Nic nie stoi na przeszkodzie by obraz był wyświetlany na ekranie w pojeździe czy na stanowisku kierowania. Dzięki temu zyskujemy kolejne możliwości analizowania uzyskanego obrazu. Po rozpoznaniu miejsca pobytu osoby poszukiwanej, można natychmiast wysłać ratowników z uwzględnieniem obiektywnych potrzeb wynikających z utrudnień terenowych bądź specyfiki zdarzenia. Czyli jeżeli widzimy że osoba jest przygnieciona przez powalone drzewo wyślemy tam ludzi z odpowiednim sprzętem. Unikniemy dzięki temu sytuacji, w której np. policjant dociera do osoby poszkodowanej i nie jest w stanie podjąć niezbędnych czynności i jednocześnie do minimum skracamy czas oczekiwania poszkodowanego na pomoc. Sprzęt który mógłby się świetnie sprawdzić w takiej roli jest już produkowany w Polsce. Mam na myśli Fly Eye produkowany przez firmę WB Electronics o którym wkrótce postaram się napisać szerzej.
Drony w działaniach poszukiwawczych
W ostatnich dniach media donosiły o śmierci 68 letniej kobiety, którą odnaleziono po dwóch dobach spędzonych na mrozie. Skrajnie wycieńczoną kobietę odnaleziono we wtorek 5 stycznia. Niestety wieczorem zmarła. Podczas poszukiwań wykorzystano policyjny śmigłowiec. To tragiczne wydarzenie skłoniło mnie do kolejnych rozważań nad sensem stosowania dronów w ratownictwie. Zacznę od pytania na które na pewno nie poznamy odpowiedzi, czyli: czy gdyby do poszukiwań użyto drona kobietę udałoby się uratować? Tego nie wiemy, ale wiemy jakie są oczywiste zalety poszukiwań z użyciem bezzałogowych statków powietrznych. Po pierwsze koszty. Można użyć górnolotnego sloganu i powiedzieć, że kiedy chodzi o ludzkie życie koszty nie grają roli. Niestety wszyscy wiemy że to nieprawda. Środki finansowe zawsze są ograniczone, tym większych starań należy dołożyć by właściwie je spożytkować. Śmigłowiec Eurocopter EC135 często stosowany jako śmigłowiec ratunkowy spala około 220 litrów na godzinę lotu czyli około 1000zł. W przypadku BSP koszt ładowania akumulatora jest w zasadzie pomijalny. Dodatkowo możemy zabudować ładownicę akumulatorów na samochodzie ratowniczym i przy zastosowaniu kilku pakietów akumulatorów zyskujemy możliwość ciągłej pracy bezzałogowca, który musi lądować tylko w celu podmiany akumulatorów. Paliwo to koszt najłatwiej policzalny, ale są jeszcze koszty serwisowe. Oczywiście dron śmigłowca nie zastąpi (na razie), jednak użytkowanie sprzętu za ponad 20 milionów złotych do zadań które można wykonać sprzętem za kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy przypomina trochę strzelanie do komara z armaty. Angażowanie śmigłowca który jest w pewnych sytuacjach faktycznie na chwilę obecną nie do zastąpienia np. pilny transport medyczny powinno być dobrze przemyślane. Nie chodzi mi oczywiście o ograniczenie użycia śmigłowców w ogóle. Marzy mi się jedynie stosowanie odpowiednich narzędzi do odpowiednich zadań, a co za tym idzie, rozsądne wydatkowanie publicznych pieniędzy z jednoczesnym zwiększeniem możliwości służb ratowniczych. Użycie śmigłowca zawsze wiąże się z dużymi kosztami, użycie drona jest niemal bezkosztowe co pozwala na „rozrzutne” - czytaj wszędzie gdzie się może przydać – dysponowanie takim sprzętem. Do celów poszukiwań w terenie otwartym zapewne najlepiej sprawdziłby się dron o konstrukcji typu latające skrzydło. Kardynalną zaletą tego typu statków powietrznych jest długi czas utrzymywania się w powietrzu, a wiemy, że działania poszukiwawcze zwykle są akcjami długotrwałymi. Operator drona może zaprogramować lot po wcześniej przewidzianej trasie co pozwala na obserwowanie obrazu przekazywanego z kamery w pełnym skupieniu. Nic nie stoi na przeszkodzie by obraz był wyświetlany na ekranie w pojeździe czy na stanowisku kierowania. Dzięki temu zyskujemy kolejne możliwości analizowania uzyskanego obrazu. Po rozpoznaniu miejsca pobytu osoby poszukiwanej, można natychmiast wysłać ratowników z uwzględnieniem obiektywnych potrzeb wynikających z utrudnień terenowych bądź specyfiki zdarzenia. Czyli jeżeli widzimy że osoba jest przygnieciona przez powalone drzewo wyślemy tam ludzi z odpowiednim sprzętem. Unikniemy dzięki temu sytuacji, w której np. policjant dociera do osoby poszkodowanej i nie jest w stanie podjąć niezbędnych czynności i jednocześnie do minimum skracamy czas oczekiwania poszkodowanego na pomoc. Sprzęt który mógłby się świetnie sprawdzić w takiej roli jest już produkowany w Polsce. Mam na myśli Fly Eye produkowany przez firmę WB Electronics o którym wkrótce postaram się napisać szerzej.